Powołanie na finały Euro to duży splendor i nobilitacja dla każdego piłkarza. W historii trzech startów Polski w tej imprezie nie brakowało takich, którzy musieli zadowolić się… tylko powołaniem, bo szansy występu nie dostali.

Czas powołań do 23-osobowej kadry zawodników na wielką piłkarską imprezę zawsze wzbudza wielkie emocje. W Polsce dodatkowo umiejętnie podsycał je ostatnimi czasy PZPN w porozumieniu z TVP, organizując uroczyste ogłoszenie nominacji na czempionat światowy czy Starego Kontynentu. Swego czasu nazwiska powołanych zawodników w Arłamowie odczytywał osobiście ówczesny selekcjoner Adam Nawałka – i choć kadra przebywała wtedy na zgrupowaniu, to i tak były znaki zapytania, bo piłkarzy był na nich więcej niż mogło potem polecieć na turniej. Powołanie to dla każdego splendor i nobilitacja, o udziale w Euro czy mundialu marzy każdy. Niektórzy… muszą się zadowolić tylko tym. W historii trzech startów Polski na mistrzostwach Europy było wielu zawodników, którzy na turnieju nie rozegrali ani minuty.

Boruc numerem trzy na Euro 2016

Najtrudniejszy jest los trzeciego bramkarza, który z góry musi nastawić się na rolę „turysty”. Najnowsze dzieje naszej kadry pokazują, że już golkiper nr 2 musi pozostać pod bronią. W 2012 roku turniej zaczął Wojciech Szczęsny, ale wskutek czerwonej kartki w inauguracyjnym meczu z Grecją nie dograł go i potem bramki Polaków strzegł Przemysław Tytoń. W 2016 roku znów postawiono na Szczęsnego. Tym razem na przeszkodzie nie stanęła mu kartka, a uraz, który pchnął między słupki Łukasza Fabiańskiego. Nr 3 na imprezie we Francji pozostawał Artur Boruc. Gdy zakończył reprezentacyjną karierę, tłumaczył to właśnie faktem, że jest już zbyt stary i nadal zbyt ambitny, by być w kadrze tylko na doczepkę, piątym kołem u wozu, bez realnych szans na granie.

Beenhakker widział to coś

Boruc był tym, który „zamknął” polską bramkę na debiutanckim dla biało-czerwonych Euro 2008. Choć kadra Leo Beenhakkera zanotowała słaby turniej i odpadła w grupie, to Boruc spisywał się rewelacyjnie i Łukasz Fabiański oraz Wojciech Kowalewski byli skazani oglądać jego popisy z ławki. Prócz dwóch rezerwowych bramkarzy, ani minuty na tym turnieju nie zaliczyli Łukasz Garguła i Michał Pazdan. Młody piłkarz Górnika Zabrze był traktowany przez Beenhakkera jako defensywny pomocnik. Holender widział w Pazdanie to „coś”. Choć ten potem stał się „ligowym dżemem”, spadł nawet z Górnikiem z ekstraklasy, to ostatecznie okazało się, że… Beenhakker miał rację. Pazdan 8 lat później, na Euro we Francji, grał wybornie, radził sobie nawet z Cristiano Ronaldo, a w kraju został okrzyknięty „ministrem obrony narodowej”.

Piszczek i Wawrzyniak wspominają Euro 2012

W 2012 roku, gdy byliśmy gospodarzami Euro, żadnego występu nie zaliczyli bramkarz nr 3 Grzegorz Sandomierski, a także Grzegorz Wojtkowiak, Artur Sobiech, Rafał Wolski i Jakub Wawrzyniak. Obok Łukasza Piszczka, Wawrzyniak to jedyny piłkarz, który był w kadrze na wszystkie trzy mistrzostwa Europy. Rozegrał tylko jeden mecz – w 2008 roku, w trzeciej kolejce fazy grupowej z Chorwacją, gdy Polska miała już tylko iluzoryczne szanse. awansu do fazy pucharowej. Wawrzyniak, który po spadku z GKS-em Katowice do drugiej ligi w 2019 roku zakończył barwną karierę, zwykł mawiać z typowym dla siebie dystansem, że w kadrze przez lata „był zmiennikiem piłkarza, który nie istnieje”. W 2012 roku Franciszek Smuda konsekwentnie stawiał jednak na lewej obronie na Sebastiana Boenischa, a w 2016 roku świetny turniej na tej pozycji rozegrał Artur Jędrzejczyk. Wawrzyniak był więc przede wszystkim obserwatorem.

Minuta na Euro 2016 za wiele tysięcy

W 2016 roku prócz Boruca i Wawrzyniaka szansy od Adama Nawałki nie dostali jeszcze tylko Karol Linetty, Bartosz Salamon i Mariusz Stępiński. Nawet Filip Starzyński zameldował się na boisku w ostatniej minucie wieńczącego fazę grupową starcia z Ukrainą. Był to występ… na wagę grubych tysięcy. Za udział w Euro zakończony ćwierćfinałem polscy piłkarze dostali od PZPN premię 8 mln zł do podziału. O tym, ile kto zarobił, decydowała specjalna punktacja. Starzyński z rozegraną minutą zarobił 201 tys. zł, podczas gdy „zerominutowcy” – Boruc, Stępiński, Linetty, Salamon Wawrzyniak – po 167 tys. zł. Najwięcej, ponad pół miliona, wpadło na konto Kamila Glika, Artura Jędrzejczyka, Grzegorza Krychowiaka, Roberta Lewandowskiego, Arkadiusza Milika i… Michała Pazdana. To żywa nadzieja dla „zerominutowców”, że każdy może doczekać się… pięciu minut chwały.