Reprezentacja Polski, przygotowująca się do finałów Euro 2021, ma na koncie dziesięć zwycięstw pod wodzą Jerzego Brzęczka.
To jubileuszowe – albo raczej „minijubileuszowe”, by nie przesadzać – zwycięstwo w kadencji Jerzego Brzęczka biało-czerwoni odnieśli 7 października w rozgrywanym w Gdańsku towarzyskim spotkaniu z Finlandią. Skończyło się efektownym 5:1 po trzech golach Kamila Grosickiego, a także trafieniach Arkadiusza Milika i Krzysztofa Piątka.
Błyskawiczne eliminacje Euro 2020
Dla Brzęczka był to dopiero trzeci towarzyski mecz na stanowisku selekcjonera, bo też z nim na ławce biało-czerwoni weszli w nową erę reprezentacyjnej piłki, stojącej pod znakiem najmłodszego „dziecka” UEFA, jakim są rozgrywki Ligi Narodów, redukujące terminy na organizację meczów bez stawki, punktów czy tabel do minimum. Poprzednie dwa Polacy rozegrali w 2018 roku, przegrywając 0:1 z Czechami i remisując 1:1 z Irlandią. Cały 2019 rok stał pod znakiem eliminacji do Euro, toczonych wyjątkowo błyskawicznie, bo od marca do listopada, z kolei w tym roku kalendarzowym najpierw była pandemia, a już potem – Liga Narodów.
Przełamanie w Wiedniu
Finowie to dopiero szósta drużyna, którą pokonał Brzęczek – po Austrii, Łotwie (2-krotnie), Macedonii Północnej (2-krotnie), Izraelu (2-krotnie) i Słowenii. Jak widać, wszystkie wcześniejsze wygrane zanotował w meczach o stawkę, bo kwalifikacjach do Euro. Większość z nas zapewne dobrze pamięta, że na to pierwsze zwycięstwo selekcjoner czekał naprawdę długo – bo do swojego siódmego spotkania. Przełamanie nadeszło w Wiedniu. Od tamtej pory Polacy zanotowali 1 remis, 2 przegrane i 10 wygranych. Łącznie bilans Brzęczka to 10-4-5. Jak łatwo zatem policzyć, do dziesięciu zwycięstw potrzebował 19 spotkań.
Mr. Leo i Pan Adam
To dla naszych selekcjonerów pod pewnym względem liczba magiczna. Dokładnie w meczu nr 19 dziesiąte zwycięstwo odnosili dwaj inni trenerzy prowadzący w XXI wieku kadrę. Chyba – nie będzie to wielką kontrowersją – dwaj do tej pory najlepsi, czyli Leo Beenhakker i Adam Nawałka. Co ciekawe, u obu jubileusz ten zbiegł się z przypieczętowaniem awansu na Euro. Dla Beenhakkera takowym było 2:0 z Belgią na Stadionie Śląskim w listopadzie 2007, dla Nawałki – 2:1 z Irlandią na Stadionie Narodowym w 2015.
Najszybszy był Janas
Najszybciej dziesiątą wygraną odfajkował natomiast Paweł Janas. Osiągnął to już w 15. meczu, acz trzeba przyznać, że okoliczności nie były takie, do jakich po latach wraca się pamięcią – albo w ogóle w kibicowskiej pamięci się magazynuje, bo na grudniowym towarzyskim turnieju na Malcie w 2003 roku. Biało-czerwoni pokonali tam gospodarzy 4:0 i Litwinów 3:1. Byliśmy wtedy niedługo po przegranych eliminacjach Euro 2004, ale zarazem i po obiecujących towarzyskich meczach z wyżej notowanymi Włochami (3:1) oraz Serbią i Czarnogórą (4:3). To był dobry prognostyk, bo w kolejnej fazie kadencji Janasa biało-czerwoni w dobrym stylu wywalczyli awans na mundial w Niemczech AD 2006.
Fornalik nie doczekał
Aż 27 meczów potrzebował do 10. zwycięstwa Franciszek Smuda, którego praca z kadrą to były tylko „spotkania towarzyskie minus 3”, a te trzy to rozczarowujący występ w – tylko – fazie grupowej domowego Euro 2012. Nawet dychy nie doczekał za to Waldemar Fornalik. Polska pod jego wodzą rozegrała 18 meczów, wygrała 8 – w tym dwa z San Marino – i dość gładko przegrała kwalifikacje do mundialu 2014 w Brazylii.
Brzęczek dychę już ma, a drugą dziesiątkę reprezentacyjnych skalpów zaczął w 4. kolejce z Bośnią i Hercegowiną (3:0). Oby kadra rozegrała za jego rządów równie pamiętne mecze, co za Beenhakkera czy Nawałki, którzy też trafiali w dziesiątkę w spotkaniu nr 19. I niech te najbardziej pamiętne występy nadeszły na przyszłorocznym Euro.